+3
gosiagosia 14 sierpnia 2015 16:27
Dawno, dawno temu….. ;)
To było naprawdę dawno. W czasach, kiedy Internet nie był jeszcze TAKĄ potęgą, kiedy częściej kupowało się gazety podróżnicze i tam czytało o podróżach. Kiedy wyjazdy odbywały się przeważnie z biurami podróży a Tunezja i Egipt były głównym celem podróży Polaków. W jednym z takich czasopism znalazłam zdjęcia z Korsyki. Powiedzieć, że byłam zachwycona to mało. Sprawdziłam jak najszybciej ceny wyjazdów do tego bajkowego miejsca. Były przerażająco wysokie. Zwalały z nóg. Wiedziałam, że nigdy tam nie pojadę. Potem trochę zapomniałam o tym kierunku „nigdy” – nabieranie umiejętności do samodzielnych podróży pozwalało na otwieranie coraz szerszego wachlarza marzeń.
W styczniu w promocji -20 % EasyJet kupiłam bilety do Cagliari na Sardynii z powrotem z Olbii. Kocham Włochy. Przed 2010 rokiem nigdy nie były na mojej bucket list. Włochy znałam jedynie z fantastycznych stoków narciarskich ale nigdy nie ciągnęło mnie tam latem. Aż w 2010 r. poleciałam do Rzymu i stamtąd na Sycylię. Od tego czasu regularnie je odwiedzam. Są dla mnie europejskim krajem nr 1. Nie mam im za złe nawet tego, że wrzucają mi zawsze dodatkowe kilogramy :D . Kiedy zaczęłam planować tegoroczny wyjazd skojarzyłam, że to zdjęcie sprzed lat jest na wyciagnięcie ręki. I tak z Sardynii zrobiła się Sardynia i Korsyka – 16 dni na wyspach. Taaaak. Nigdy nie mów nigdy. Jakie to prawdziwe :)
Relacji z Sardynii jest dużo więcej niż z Korsyki ale przecież od ich nadmiaru jeszcze nikt nie umarł.

Czas podróży: 24 czerwca do 10 lipca 2015.
Ilość osób – 4: Gosia, Maciek, Beata i Romek.
Przejechane 1700 km.

Do Berlina (i z powrotem) jedziemy z promocji Interglobus podrzuconej przez @lukasos (dzięki) berlin-tegel-lub-schonefeld-ze-szczecina-za-8zl-ow,1287,67355&p=539754&hilit=interglobus#p539754
Kupujemy bilet grupowy i za wszystkich płacimy 54 zł w dwie strony.
W samolocie siedzę obok Polki, która od blisko 20 lat mieszka na Sardynii. To się nazywa mieć szczęście. Informacje uzyskane od Dagmary – bezcenne :)
Lądujemy w Cagliari o 19 i nauczeni doświadczeniem sprintem ruszamy do wypożyczalni Noleggiare. Samochód zarezerwowany przez Rentalcars – Renault Clio (or similar) - 1520 zł za 16 dni, z dopłatą 50 E OW (zwrot w Olbii), dodatkowym kierowcą i pełnym ubezpieczeniem za 370 zł. W cenę wliczone „zabranie” auta na Korsykę. Z ubezpieczenia wyłączony tylko pobyt na promie. Z mojego śledztwa wynika, że każda wypożyczalnia wyłącza to z ochrony. Na lądzie – pomimo, że w innym państwie ubezpieczenie działa. Dostajemy auto „or similar”: Forda Fiestę z niespełna 5000 km na liczniku. Diesel. Na krętych drogach Sardynii i Korsyki sprawił się doskonale spalając średnio 5,1 l na 100 km. Paliwo (diesel) kosztuje od 1,28 E do 1,58 E.
O Noleggiare: brak kolejki, dwie osoby do obsługi, samochody (patrzyłam na parkingu na resztę tam stojących) nowe, opcja full – full. Zwrot też sprawny. Pani z biura poszła z nami na parking, pobieżnie obejrzała auto i z uśmiechem powiedziała: everything ok. I koniec. Zwrot trwał około 10 min. Fakt jest taki, że byliśmy świadkami jak odbierała auto wyższej klasy niż nasze i tam była wręcz aptekarsko dokładna łącznie z przejeżdżaniem dłońmi po karoserii celem szukania wgnieceń.
Swoje podróże już od dłuższego czasu opieram na noclegach z portali typu airbnb. To dla mnie (dla nas) zdecydowanie najbardziej komfortowa opcja. We Włoszech i na Korsyce (szczególnie !) posiadanie własnej kuchni jest dobrym rozwiązaniem. Sklepy oferują pyszne produkty w całkiem rozsądnych cenach. Oparcie swojego menu wyłącznie na restauracjach jest raczej drogim wyborem. No chyba, że kupujemy pizzę na wynos – wtedy nie jest drogo. Ale zdecydowanie mniej smacznie.
Sardynia jest dużą wyspą. Zaplanowanie wyjazdu sprawia wiec duży problem. Po dokładnej analizie postanowiłam, że skupimy się na wschodnim wybrzeżu, zachodnie pozostawiając na „drugi raz”.
Tak wygląda w dużym uogólnieniu mapa przejazdu po Sardynii:

Image

No więc… SARDYNIA – „Karaiby Europy”

Image

CAGLIARI I COSTA REI

Pierwsze dwa dni spędzamy w Cagliari – stolicy wyspy. Do mieszkania dojeżdżamy dość późno bo wcześniej robimy zakupy w Auchan. Rachunek jest dość pokaźny bo oprócz jedzenia musimy kupić wszystko to, czego nie mogliśmy zabrać z Polski: szampony, odżywki, kremy i takie tam… różne. No i ryby na pierwsza kolację. Ryby w marketach na Sardynii codziennie dostarczane są świeże. Żadne mrożonki. Tzn. mrożone też są gdyby ktoś sobie życzył.
Mieszkanie mamy na starym mieście na ulicy Via Barcelona. Nie można tam parkować (tzn. w granicach starego miasta) w godzinach nocnych od 21 do 7 rano i pomiędzy 15:30 i 17.
Ale tuż obok, na ulicy Via Roma położonej prostopadle do morza jest bezpłatny parking, na którym przy odrobinie szczęścia można bezpłatnie zostawić samochód. Poza tym okoliczne parkingi są płatne tylko w godzinach od 9 do 18. 0,5 euro za godzinę czyli też jakiś wielki majątek to nie jest. Może trochę o parkowaniu auta na Sardynii: na ulicach są wyznaczone liniami strefy parkowania, żółty kolor - nie wolno parkować, niebieski kolor - płatne w określonych na ustawionej tablicy godzinach. Jest tam tez zwykle cena za godzinę parkowania. Kolor biały - można parkować zawsze za darmo. Tak samo jak przy braku linii. No chyba, że jest znak informujący o zakazie parkowania – ale to już kwestia przepisów ogólnie obowiązujących.
Kolejny dzień rozpoczynamy od włoskiego śniadania w polskim stylu ;). Słodkie rogaliki zastępujemy chrupiącym pieczywem, prosciutto w różnych wariacjach, serkami, i pysznymi pomidorami z małego tureckiego sklepiku.
Pierwsze kroki kierujemy w stronę targu – Mercato di San Benedetto. Uwielbiam takie miejsca. Tętni życiem i jest zawsze miejscem najlepiej wprowadzającym w atmosferę kraju :). Nie jest to co prawda słynne sycylijskie Ballaro ale Ballaro jest jedyny w swoim rodzaju. Na Mercato di San Benedetto i tak łapiemy klimat.
Jak zwykle zadziwiają mnie rzeczy, które można tam kupić. Ktoś to je? Czy w ramach lokalnego folkloru leży?

Image

Na dole w części rybnej kupujemy kolejną kolację: białe krążki kalmarów i spadę (miecznika). Kuszą wielkie prawie trzykilogramowe siatki muli ale wizja czyszczenia skutecznie odstrasza. Ale jesteśmy przecież na Sardynii – za chwilkę syn Roberto wprawnymi ruchami czyści mule a Roberto chwaląc się znajomością języka polskiego częstuje nas winem wyciągniętym spod stołu i otwiera muszle, które proponuje na przekąskę. Surowe. A tam surowe… żywe przecież… Taki odważny jest tylko Romek a Roberto kiwa głową z uznaniem mówiąc ‘”macho”. Wino jest zadziwiająco smaczne więc Roberto prowadzi nas na górę i pokazuje gdzie możemy je kupić. 2,5 euro za butelkę jest dla nas miłą niespodzianką.

Image

Odnosimy kolację do domowej lodówki i ruszamy na plażę Poetto. Totalne rozczarowanie. Nie wiem czego się spodziewaliśmy ale jest tłoczno, woda mało przejrzysta, plaża do najczystszych nie należy. Siedzimy tam chwilę i uciekamy zwiedzać Cagliari.Albo raczej pokręcić się trochę bez wyraźnego celu po mieście.

Image

Image

Stare Miasto jest na wzgórzu. Mury obronne zamku ograniczone są dwiema wieżami: St Pancras Tower i Tower Elephant. Stamtąd roztacza się widok na całą stolicę. Wycieczka dość wymagająca - szczególnie w tych temperaturach. ;)

Image

Lubię takie powolne łażenie po mieście. Tu kawka, tam lody, pokazy ulicznej capoeiry…
Kolejnego dnia rano ruszamy dalej. Nasz cel to Santa Maria Navaresse. Wyjazd z Cagliari wyjątkowo uciążliwy – przy planowaniu warto wziąć pod uwagę, że pokonanie kilku kilometrów w mieście trwa co najmniej godzinę.
Po drodze zamierzamy zatrzymać się na plażach Costa Rei.
Przeczytałam o plaży Punta Molentis jako jednej z piękniejszych na Sardynii, obejrzałam zdjęcia więc forsuję dojazd na tę właśnie plażę. Jedziemy wybrzeżem, droga często staje się aleją porośniętą różnokolorowymi oleandrami.

Image

Jest kilka charakterystycznych cech Sardynii. Między innymi te oleandry są tak charakterystyczne, że kiedy myślę „Sardynia” widzę je bardzo wyraźnie: różowe, białe, czerwone, liliowe.
Mijamy przepiękne zatoki z widokami za milion dolarów.

Image

Image

Image

Kuszą tym widokiem ale my twardo szukamy Punta Molentis. Żadnych drogowskazów, nawigacja też nie chce się wpisać - pytamy o drogę – Sardyńczycy są bardzo pomocni, z prędkością karabinu wyrzucają z siebie: a destra, a sinistra, sempre, sinistra.
Plaży nie znajdujemy i zmęczeni tym bezskutecznym kręceniem się w kółko całkiem przypadkiem lądujemy na pięknej Spiaggia delle Ginestre. Biały piasek, niezbyt dużo ludzi, czysta woda, bar z cappuccino… Ale chęć zobaczenia jednej z piękniejszych plaż Sardynii nie umiera 8-). Mniej więcej po dwóch godzinach ruszamy z Maćkiem na ponowne poszukiwania. Znowu pytamy - tym razem anglojęzycznych turystów i dostajemy dość dokładne informacje. Sukces.
Najpierw opiszę dojazd.
W drodze z Cagliari na SP18 mijamy 2 km jedziemy jeszcze kawałek i na zakręcie będzie zjazd w lewo na polną drogę. Stoi nawet przy tym ręcznie namalowany znak z napisem Punta Molentis. Potem zjeżdżamy na rozjeździe w prawo, przejeżdżamy pod mostem gdzie uiszczamy opłatę 3 E i dalej drogą do szlabanu. Idziemy piechotą jakieś 200, 300 m i … rozczarowujemy się. Nie, nie spokojnie – okoliczności przyrody są piękne. Tylko… ten tłum na plaży :o . My tak już mamy: zatłoczone miejsce = brzydkie miejsce. Plaża bez tłumu musi być piękna. Zdjęcie z sieci plaży bezludnej.
Image

A to nasze:

Image

Na czubku skały ktoś siedzi. Wrażenie jest takie jakby ten ktoś był nadnaturalnych rozmiarów.

Image

Maciek nawet twierdzi, że to nie człowiek tylko takie dmuchane coś z długimi, poruszanymi na wietrze rękami. Zoom wyjaśnia - normalnie chłopak przysiadł sobie, żeby odpocząć :D

Image

Wieczorem dojeżdżamy do Santa Maria Navaresse. Tu spędzimy 5 nocy. Samo miasteczko nie jest ładne – ot zwykła, turystyczna miejscowość pozbawiona włoskiego klimatu. Miejscówka została wybrana jako baza wypadowa. No i super mieszkanie z pięknym widokiem, ogromnym tarasem (na którym jest prawdziwy piec do pizzy i murowany grill) https://www.airbnb.pl/rooms/3697046 Polecam.
A ten półwysep w oddali to Arbatax

ImagePROWINCJA OGLIASTRA

Następnego dnia jedziemy do Arbatax zarezerwować gommone i pozwiedzać wybrzeże. Czerwone skały w Arbatax są przyjemne dla oka ale raczej „przy okazji” - specjalna wycieczka w tym kierunku mija się kompletnie z celem, biorąc pod uwagę wszystko to, co oferuje Sardynia.
Z jednej strony wygląda to tak:

Image

A kiedy odwrócimy głowę w drugą stronę – tak:

Image

Zapewniam – jest dużo piękniejszych miejsc na Sardynii...
Pierwszy (dłuższy) przystanek na drugie śniadanie robimy na plaży Torre di Bari. Oddzielona od ulicy lasem piniowym, z jednej strony zwieńczona obronną wieżą plaża jest prawie pusta (lubimy :lol: )

Image

A na plaży wieża obronna– jedna z wielu na Sardynii. Powiedziałabym - jeden z jej symboli.

Image

Wcześniej w SMN zapytaliśmy młodych z informacji turystycznej o ich ulubioną plażę. Wskazali Spiaggia di Coccorocci – jedziemy wiec dalej. Cel osiągnięty. Dla kogo plaża jest? Dla miłośników bezludnych miejsc (na plaży nikogo oprócz nas), dla miłośników krystalicznie czystej wody, dla miłośników krajobrazów – czerwone skały w połączeniu z szarą plażą i niebieską, prawie granatową wodą mogą zaspokoić oczekiwania najbardziej wybrednych oglądaczy. Ale plaża kamienista - szare, owalne kamienie nie są zbyt wygodne do wypoczynku. Ponadto szybko robi się głęboko. Małym dzieciom nie polecam. A właściwie to nie polecam ich rodzicom bo się zamęczą ;)

Image

Image

Kiedy jedziemy już z powrotem naszą uwagę zwracają stojące na poboczu drogi samochody. Pośrodku niczego, bo brak informacji i nic z poziomu drogi nie widać. Postanawiamy sprawdzić. I nie żałujemy. Jedno z piękniejszych miejsc podczas naszej podróży po Sardynii: Spiaggia di Cala Luas.
Trzeba do niej zejść w dół jakieś 500 m. Porfirowe skały tworzące urocze zatoczki i znów kryształ szafirowej wody.

Image


Jeżeli po zboczu wzgórza przejdzie się kolejne 500 m w prawo dojdzie się do piaszczystej zatoki.

Image

Jest tam trochę ludzi więc swoim zwyczajem ewakuujemy się w mniej wygodne ale zdecydowanie bardziej urokliwe miejsce. Bo puste :lol:

Image

Image

Image

Napiszę jeszcze co było w planach i nie wystarczyło czasu. Piscine Naturali di Monte Ferru – niedaleko Coccoroci. Podobno piękne, naturalne baseny ze słodką woda tworzoną przez wody wypływające z Monte Ferru. Nie można dojechać samochodem – trzeba się trochę powspinać ale nie byłam tam więc o trudności czy łatwości dojścia nie napiszę. Dobra, daleko nie mam – wrócę... A jeżeli ktoś tam był to może coś doda? Mam współrzędne geograficzne 39° 43' 20.66" N 9° 39' 15.56" E - gdyby ktoś zechciał sprawdzić i napisać mi co straciliśmy :mrgreen:
Tak na marginesie, to nienawidzę tego niestarczającego czasu na wakacjach. Osobisty przewodnik pęka w szwach a po przyjeździe zderza się z rzeczywistością zmuszając do wykreślania kolejnych miejsc oznaczonych wykrzyknikiem (dwoma wykrzyknikami, trzema wykrzyknikami…). Poczucie straty mam wtedy tak duże, że aż sama na siebie się złoszczę bo w pewnym stopniu psuje mi to radość podróżowania :cry:
Następny dzień zaczynamy od wypoczynku na plaży w Santa Maria Navaresse. Nie na tej znajdującej się w centrum miejscowości ale 700 m dalej jest długa piaszczysta plaża. Te nadmorskie promenady – znów całe w kwiatach… Sardyńczycy z reguły dbają o otoczenie swoich domów. A ze klimat im sprzyja więc takie krzewy są nagminnym obrazkiem.

Image

Trudno jest czasem na Sardynii robić coś innego oprócz siedzenia w wodzie bo temperatura nie spada poniżej 30 stopni. Dla nas nie jest to jednak kara – lubimy :)
Około godziny 15 wyruszamy na wycieczkę, której celem jest Grotta Su Marmuri.
Droga, Orientale Sarda SS125 wije się (bardzo się wije) w stronę miejscowości Jerzu wśród głębokich wąwozów i naprawdę powalających, górskich krajobrazów.

Image

Myślałam wtedy, że to najbardziej kręta droga jaką do tej pory jechałam… No cóż – Korsyka była dopiero przed nami :lol: A to pięknie położone miasteczko w dole - to Jerzu właśnie:

Image

Do groty wchodzi się tylko z przewodnikiem, który opowiada najpierw w języku włoskim a potem w angielskim. Godziny wejść: w kwietniu i październiku: 11,14.30,17; czerwiec, lipiec i sierpień: 11,14,16,18; w sierpniu 11,13,15,17,18.30. Zwiedzanie trwa ponad godzinę. Temperatura w grocie jest stała i wynosi 10 stopni warto więc wziąć cieplejsze ubranie: bluzy z długim rękawem a nawet długie spodnie. Wstęp 10E dorosły. Można robić zdjęcia ale nie można używać lampy błyskowej.
Grota jest piękna. Nazwa sugeruje, że jest z marmuru ale tak naprawdę tworzą ją wapienie barwione różnokolorowo przez zawarte w spływającej wodzie minerały co powoduje, że do złudzenia przypominają żyłkowaną strukturę marmuru. Grota składa się z kilku sal m.in. największej (70m/30m) Great Hall, groty kaktusów i (w mojej opinii najpiękniejszej) Organ Hall. Kolejny raz w życiu jestem pełna podziwu dla Matki Natury. Zobaczyć! Koniecznie!

Image

Image

Image

Image

W Osini nieopatrznie wjeżdżamy w jakąś małą uliczkę. Nie dość, że w uliczce jest tak wąsko, że musimy złożyć lusterka, żeby się zmieścić to jeszcze uliczka okazuje się ślepa i trzeba… wycofać. Nie wiem jak Maciek to zrobił ale wycofał bez szwanku.

Kolejny cel to Gairo Vecchio – miasto, którego nie ma. W 1951 r. ulewne deszcze spowodowały osunięcie nawisów ziemi i miasto zalała lawina błotna. Miasto zostało uprzątnięte ale nikt już tam nie mieszka. Są okna, drzwi, schody w środku, nazwy ulic na domach i inne znaki, ze kiedyś życie toczyło się tam normalnie. Dla mieszkańców, zbudowano nowe Gairo, powyżej tego starego. W Old Gairo nadal rosną drzewa i prowadzone są drobne uprawy. Tam zostajemy poczęstowani morelami świeżo zebranymi przez sympatycznego Sardo z imponującą maczetą w jednej ręce i wiadrem moreli w drugiej 8-) .

Image

Image

Image

Końcowym etapem wycieczki jest kolacja kupiona wcześniej na włoskim Grouponie z 1 kg grillowanej wołowiny i wieprzowiny w roli głównej. Na parę…. Nie będę opisywać sposobu w jaki się stamtąd wytoczyliśmy. To był jeden z dwóch mięsnych posiłków głównych podczas naszego 16-dniowego pobytu. Reszta to wyłącznie ryby i owoce morza. Wyspy zobowiązują. A ponieważ cała nasza czwórka to amatorzy morskich specjałów więc "morskie" posiłki są dodatkowym bonusem :D

Golfo di Orosei

Image

29 czerwca pogoda nam sprzyja: bezwietrznie, morze spokojne. To ważne bo mamy zarezerwowaną gommone: ponton z silnikiem motorowym. My wycieczkę rozpoczynaliśmy w Arbatax ale taką łódź można również wypożyczyć po drugiej stronie zatoki Orosei w Cala Gonone. Z obu miejsc można też umówić się na wycieczkę statkiem, który dowozi do poszczególnych plaż. Dlatego warto jak najwcześniej rozpocząć wycieczkę łodzią - wtedy jest się na plażach bez sporego tłumu, który wysypuje sie ze statków. No i małą łódką można dopłynąć w różne ciekawe zakamarki.

Image

Image

Do wynajmu potrzebne jest prawo jazdy. Łódź wynajmuje się w Porto Turistica, do którego zjazd jest oznaczony drogowskazami. Przy wynajmie krótki instruktaż z prowadzenia łódki, mapka w rękę i "have you a nice day!"
Wynajęcie takiej łodzi na cały dzień (od 8,30 do 17.30) kosztuje 110 EU (naszej – na 6 osób, na 4 osoby kosztowała 100) plus paliwo „według zużycia”. To cena czerwcowa bo w lipcu i sierpniu jest drożej. Tankowanie odbywa się po przyjeździe w naszej obecności. Żadnego naciągania. My zapłaciliśmy 56 EU ale trzeba przyznać, że panowie ekonomicznie nie pływali, tylko cisnęli „ile fabryka dała”. Widok dwóch dorosłych facetów (w warunkach międzywakacyjnych szanowanych obywateli) cieszących się jak dzieci i zwracających się do siebie per „kapitanie Sparrow” – bezcenny :mrgreen: Jeszcze bardziej bezcenne są widoki, które otwiera przed nami zatoka Orosei. To miejsce, gdzie góry Gennargentu - najwyższego masywu Sardynii – przepięknie komponują się z morzem. Na buzi cały czas pojawia się wyraz zachwytu. Matko Naturo – znów chylę głowę.

Image

Image

Trasa biegnie wzdłuż wybrzeża i co jakiś czas pojawiają się przepiękne plaże: pierwsza na której się zatrzymaliśmy to Cala Goloritze. Jedyna, do której nie można dopłynąć łodzią bo obejmuje teren Parku Narodowego. Łódź cumuje się poza wyznaczonym bojami terenem i do plaży można dopłynąć wpław. Woda tam była najpiękniejsza jaką widziałam na Sardynii a może i w życiu. Woda jest przejrzysta a jej kolor jest tak błękitny, że aż nieprawdopodobny.

Imageno

Ja do samej plaży nie dopłynęłam bo parę minut po wskoczeniu do wody poparzyła mnie meduza i było to na tyle bolesne, że zmuszona byłam wrócić na łódź. Wyglądało to tak, jakby w okolice kostki wbito mi dziesiątki drobnych igiełek. Ból tylko na początku był dotkliwy – po godzinie albo dwóch zapomniałam, że coś takiego się stało.

Do kolejnych plaż można już dopłynąć łodzią, wysadzić zbędny balast (czyt. bagaże i eteryczne kobiety) po czym zacumować łódź na morzu i dopłynąć wpław do plaży. Powrót tak samo tylko w odwrotnej kolejności.
No i tak można sobie pływać do kolejnych plaż

Image

…i kolejnych …

Image

…i kolejnych…

Image

mijając po drodze coraz piękniejsze miejsca

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (14)

lubietenstan 14 sierpnia 2015 16:54 Odpowiedz
fajna relacja, sporo konkretów. czekam na więcej - na razie korsyka nie jest na mojej bucket list, ale mam nadzieję, że to się zmieni po przeczytaniu :)
wulkan 14 sierpnia 2015 17:12 Odpowiedz
Fajne i " treściwe" opisy. Z dużym zaciekawieniem czytam Twoją relację, tym bardziej,że w II połowie września będę na Sardynii, jeden tydzień na północy. Oczywiście jeden dzień przeznaczę na Bonifacio, Korsyka. Czekam na dalszy ciąg ...
moniaklb 18 sierpnia 2015 12:29 Odpowiedz
Czekam na dalsza czesc relacji. Od jakiegos czasu przygladam sie zdjeciom z tej czesc Wloch i tak mysle ze musze namowic najblizszych na wyjazd. Wycieczka lodka bardzo mnie zainteresowala. Byla mozliwosc wynajecia jej na krocej? A moze na krocej sie nie opalaca bo nie zadarzy sie doplynac do tych ladnych miejsc?
gosiagosia 18 sierpnia 2015 13:42 Odpowiedz
Nie sprawdzałam czy na krócej można. My jeszcze spóźniliśmy się o pół godziny :) Taki cały dzień na morzu nie jest uciążliwy - wręcz przeciwnie, przyroda jest tam tak atrakcyjna, że czas mijał bardzo szybko. Czas dojazdu do najodleglejszej plaży bez zatrzymywania się po drodze to ok 1,5 godziny.
moniaklb 19 sierpnia 2015 10:34 Odpowiedz
gosiagosia napisał:Nie sprawdzałam czy na krócej można. My jeszcze spóźniliśmy się o pół godziny :) Taki cały dzień na morzu nie jest uciążliwy - wręcz przeciwnie, przyroda jest tam tak atrakcyjna, że czas mijał bardzo szybko. Czas dojazdu do najodleglejszej plaży bez zatrzymywania się po drodze to ok 1,5 godziny.Domyslam sie ze dzien na morzu jest niezapomnianym przezyciem. To raczej o koszty chodzi bo u nas rozkladaja sie tylko na 2. Sardynia jest u mnie napewno w planach. Jeszcze tylko nie wiem kiedy. Jak nie bedzie mozliwosci wypozyczenia na krocej to wezmiemy na caly dzien. Nie mozemy przegapic czegos takiego :)
raphael 13 września 2015 07:16 Odpowiedz
Świetna relacja, fantastyczna przyroda.PS. ze względów wyżej opisanych nie lubię trekingów, które najpierw wygodnie sprowadzają w dół, a potem dają w kość - z powrotem lubię "z górki"
gosiagosia 13 września 2015 14:27 Odpowiedz
I z tej właśnie przyczyny wybrane trasy na Korsyce najpierw pną się w górę. Z jednym wyjątkiem - jeden wąwóz jednak jest :)
metia 13 września 2015 17:16 Odpowiedz
Świetna relacja, chyba czas zaplanować podróż w tamte rejony :) Czekam na ciąg dalszy!
raphael 8 listopada 2015 23:06 Odpowiedz
gosiagosia napisał:I sosna w kształcie krzyża jak widzą ją jedni lub litery T jak twierdzą drudzy. a mi to ewidentnie przypomina królika :)Poza tym podziękowania za typy "kulinarne". Jaką metodę najlepiej zastosować aby się dobrać do tych kasztanów... i jak je odróżnić od tych niejadalnych?
gosiagosia 9 listopada 2015 11:35 Odpowiedz
@Raphael - królika... powiadasz.... ;) Na Korsyce nie ma chyba problemu z odróżnianiem jadalnych od niejadalnych. Ja tych niejadalnych nie widziałam więc chyba tam po prostu nie rosną. Zresztą wyglądają inaczej - nasze rodzime maja łupinkę najeżoną pojedynczymi kolcami a te korsykańskie to gmatwanina drobnych igiełek, które naprawdę sprawiają wrażenie, że ugną się bezboleśnie pod palcami. Kasztany to przysmak dzikich świń ( ;) ) więc pod drzewami buszuje ich ogromna ilość. Swoją drogą zastanawiałam się jak one wyciągają je z łupinek :)My strącaliśmy kasztany z drzewa i rozłupywaliśmy butami.
jaroslaw132 15 maja 2017 12:28 Odpowiedz
Gratuluję relacji. Bardzo pomocna z naszego punktu widzenia lubimy trekking i aktywny wypoczynek szkoda że część zdjęć znikła z hostingi ,ale takie to uroki internetu.Jeszcze raz dziękuję za relację .
bonsa 18 maja 2017 10:03 Odpowiedz
Gosia, moglabys napisac w jakis sposob wypozyczyliscie samochod na Sardynii w mozliwoscia przejazd na Korsyke? Pisalam do wypozyczalni Avis w tej sprawie. Odpisali, ze nie ma mozliwosci zabrania samochodu na Korsyke :(.
bonsa 18 maja 2017 10:03 Odpowiedz
Gosia, moglabys napisac w jakis sposob wypozyczyliscie samochod na Sardynii w mozliwoscia przejazd na Korsyke? Pisalam do wypozyczalni Avis w tej sprawie. Odpisali, ze nie ma mozliwosci zabrania samochodu na Korsyke :(.
jerzy5 6 czerwca 2021 23:10 Odpowiedz
Piękna relacja, pomoże mi w tym roku ułożyć plan podróży